Mój życiowy paradise

I choć mam 24 lata, i choć depresja nawiedzała mnie przez lata, i choć mam ChAD wiem, że nie jestem chorobą, a człowiekiem z problemami. Każdy ma problemy, mniejsze czy większe, jednakże ja wiem, że choroba jest częścią mojego życia, ale nie bezpośrednio nim. Tą roześmianą Klaudią, którą w tym momencie jestem targają emocje, ale chce się śmiać, po prostu tak! Te dni są coraz piękniejsze, a niebo staje się jaśniejsze. Raz, a może dwa, ewentualnie trzy, cztery czy pięć razy otarłam się o depresyjną śmierć.

Wypisuję do znajomych wiadomość za wiadomością śmiejąc się do telefonu. Nie śpiąc w nocy, pisząc opowieść swoją również nachodzą mnie refleksje o mym życiu. Zrobię wszystko byleby się śmiać! Sama już nie wiem gdzie mam „wpaść” co zrobić by jeszcze bardziej w życie grać. Z bagna, z którego wyszłam, z radości, w którą wpadłam, z rozpaczy, która mnie już opuściła z uśmiechem witam kolejny dzień. To mój wstęp.

Jak w teatrze

Tak poetycko, wyśmienicie szybko, jak w teatrze zagram rolę. Zmieniłam maskę, stanęłam na scenie i zrozumiałam, że wiele mogę. Zamiana ról nastąpiła we mnie, bo już nie płaczę, a się śmieję, wiele rozumiem, ale niekoniecznie bezbłędnie. Jedni nazywają to chorobą, ja zaś sobą, bo wtedy tak naprawdę jestem tym kim zawsze chciałam być, tą lubianą. Duszą towarzystwa mnie nazywają, a ja już siebie nie potępiam, za to wstaję rano i witam kolejny jakże piękny dzień. Niebo jasne, w głowie świta, a ja wiem czego chcę od życia. Kolorowe barwy rozświetlają mi drogę, wiem, że ku dobremu dążę. Klaudia, która zmienia się w urojoną przez innych chorobę. Tak biegnąc, a zarazem się śmiejąc w rytm muzyki nauczę innych życia. Cel swój spełnię, obowiązki wykonam, a w głębi duszy wiem, że to nie ja jestem chora. Może lekko zaburzone “ja” posiadam, ale nie jestem chorobą. Na raz, na dwa, na trzy opowiem innym coś o sobie. Nazywam się Klaudia i jest mnie troje. Nazywają mnie depresyjną, normalną, a i czasem hipomaniakalną. Według innych maniakalna część zagłębiła się we mnie już kilka lat temu, a według mnie  F.31 powinna być przypisana komuś innemu. Nie zważam na swoje czyny i na to czego potrzebuję. Nie potrzebuję skrzydeł by latać, bo potrafię to robić bez nich. Budzę się uśmiechnięta, ale z chęcią to w ogóle bym nie spała, bo nie chcę przerywać tego pięknego stanu. Lęki odeszły w niepamięć  jakby ktoś za pomocą czarodziejskiej różdżki umysł mój odczarował.

Czuję się błogo i wiele mogę zdziałać. Rysuję, maluję, oglądam filmy i piszę dla Was. Chcę przekazać tutaj część siebie i przytoczonego mi F.31. Nie zgadzam się na żadne stabilizatory, by mi radość tą odebrały. Jestem poetycko roześmiana i szczęściem obdarowana. Na chwilę jasność we mnie nastała, mam nadzieję, że tak szybko nie odejdzie. Nie chcę wracać w ciemność, bo w niej nic nie widać. Nie chcę smutku, nie chcę nudy, nie chcę wizyt u lekarza, za to chciałabym by ten stan trwał nadal. Nazywam się Klaudia i nie jestem chorobą, powtórzę po raz ostatni.

Poprzedni wpis
Mnie jest troje
Następny wpis
Daleko do stabilności

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wypełnij to pole
Wypełnij to pole
Proszę wpisać prawidłowy adres e-mail.
You need to agree with the terms to proceed


Zapisz się do Newslettera by być na bieżąco i
otrzymywać dodatkowe treści!

Menu