Jest to druga część wywiadu: https://afektywnadwubiegunowa.pl/bliscy-osob-chorych-na-chad-wywiad/
tym razem przedstawię opinię tej drugiej strony, czyli jak wygląda związek partnerski według osoby chorej na ChAD.
Mąż Pani Martyny wziął udział w wywiadzie przedstawiając wszystkie pozytywy związku jak i negatywy. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby też ukazanie tego jak postrzega to również żona Pana Marcina, która choruje na ChAD. Pani Martyna postanowiła pokazać jak ona to widzi.
Pani partner wziął udział w ostatnim wywiadzie, jakie odczucie to w Pani wywołało?
Szczerze, wzruszyłam się. Cieszę się, że mąż nie ukrywa mojej choroby, mierzy się z nią
każdego dnia i opisał to bardzo obrazowo. Udostępniliśmy wywiad na swoich fejsbukach,
odbiór był zaskakujący, nikt nie skrytykował tego, że dzielimy się jakby nie patrzeć „sprawami
wewnętrznymi”. Mam nadzieję, że ten wywiad komuś pomoże, otworzy inne drzwi, którymi
można się dostać do osoby chorej na ChAD.
Jak opisałaby Pan swoje odczucia w epizodzie maniakalnym, a jakie w depresyjnym?
Mam ChAD typu 2. Nie wchodzę całkowicie w fazę maniakalną, pamiętam dwa razy, kiedy
miałam pełnoobjawową manię. Wpadam w hipomanię, czyli lżejszą postać manii, ale nie
mniej niebezpieczną, zastopowanie hipomanii pozwala nie popłynąć dalej. Mąż wie, jakie są
symptomy i sam ostatnio powiedział, bym zadzwoniła do swojego psychiatry. W hipomanii
mam podwyższony napęd, jestem zafiksowana na punkcie jednej piosenki, zawsze innej.
Moje libido szybuje gdzieś w przestrzeń, więcej palę, połykam książki. Ogólnie jestem
nad aktywna i bardzo z siebie zadowolona, proponuję irracjonalne rzeczy. Z kolei depresje są
długie, nie mam na nic siły, spałabym najchętniej cały czas, jestem rozdrażniona i atakująca.
Jestem wtedy jak kula ognia, która dogasa bardziej każdego dnia. Czuję się jakbym pływała w
oceanie, w którym jest atrament i nikt nie może mnie z niego wyciągnąć. Nawet mój mąż.
Depresji zwykle towarzyszą myśli samobójcze. Miałam próbę samobójczą dwa razy. Pierwszą
po mojej pierwszej w życiu remisji, która trwała rok, to był najlepszy rok mojego życia. Kiedy
ChAD był w remisji, odzywało się borderline. Długo depresję maskowałam narkotykami i
alkoholem. Gdy przestałam pić, zniknęło 50% sytuacji kryzysowych. Jeśli można jakoś w ogóle
to zmierzyć. W depresji mam też jadłowstręt, a z kolei jak wychodzę z depresji, waga idzie w
górę. To dla mnie bardzo frustrujące. Całe szczęście nie jestem osobą, która odstawia leki,
gdy poczuje się lepiej, ale paradoksalnie gdy miałam depresję i dostawałam antydepresanty,
to wywoływały one we mnie zmianę bieguna. Najgorszy jest stan mieszany, nastrój zmienia
się w ciągu dnia i cały dzień potrafię być miła i chętna na okazywanie uczuć, a w następnej
chwili nie chcę czułości i dotykania, zmieniam się w tornado. Nie kontroluję swoich impulsów,
jestem agresywna wobec męża. Zaczęły u mnie występować dosyć niedawno napady lęku,
które przeradzają się w mój krzyk, odcina mnie. Mój psychiatra podejrzewał padaczkę, ale to
wykluczyliśmy. To w dużym skrócie tak wyglądają moje epizody.
Jak Pani choroba wpływa na związek?
Można chyba powiedzieć, że go definiuje. Nie ma dnia, byśmy nie pamiętali, że jestem chora.
Najpierw byłam zdiagnozowana jako osobowość borderline i kiedy w miarę udało nam się to
okiełznać, uderzył nas w tył głowy ChAD. Liczne pobyty w szpitalu zweryfikowały to, że mój
mąż sobie ze wszystkim radzi, gdy mnie nie ma. Dziś powiedział mi, że były dwie najgorsze
sytuacje w naszym związku, kiedy się bał. Pierwsza to gdy był w Zakopanem, a ja po dużej
dawce alkoholu trafiłam bezpośrednio od mojej psychiatry do szpitala. Był daleko i był
rozerwany między córkę, a mnie. Druga to po mojej pierwszej próbie s, gdy przez 1,5
tygodnia nie wiedział czy przeżyję, byłam w śpiączce farmakologicznej. Wszystko kręci się
wokół choroby i mnie, Gdy mam dobry nastrój, wszyscy domownicy są spokojni, żyjemy jak
normalna kochająca się rodzina. Wystarczy impuls i wszystko się zmienia. Border plus okresy
hipomanii i depresji przeplatają się ze sobą. Nigdy nie wiemy, co będzie za tydzień. Najgorsze
jest to, że na każdym wyjeździe na wakacje miałam zjazd. Czułam, że psuję wszystko i
potrafię tylko niszczyć. W tamtym roku pojechałam na wakacje bez strachu, wyjazd był
bardzo udany, ale byłam w remisji. Obecnie czekamy na kolejną stosując nowy lek.
Pani partner wspomniał o tym, że w Pani przypadku była potrzebna hospitalizacja,
Chciałabym poznać Pani opinię co do wpływu leczenia szpitalnego na związek. Czy pobyt w
szpitalu
zdezorganizował relację?
Zdezorganizował życie przede wszystkim mojemu mężowi, to on został sam z dziećmi i musiał
mierzyć się ze wszystkim. Ja byłam w bezpiecznym, znanym mi miejscu. Byłam w szpitalu 9
razy, ostatni raz po pierwszej próbie s. Teraz mam najdłuższy okres bez szpitala
psychiatrycznego, bo po drugiej próbie s udało się trafić na empatycznego i dobrego lekarza,
który nie przyjął mnie na oddział, mając do tego wskazanie po odbyciu detoksykacji. Tym
razem czułam się na tyle dobrze, że myśl o tym, że miałabym iść do szpitala kolejny raz mnie
paraliżowała. Mąż wziął za mnie odpowiedzialność, a to ogromny bagaż, kolejny który musiał
unieść. Szczęśliwie od tego czasu nie byłam w szpitalu, traktuję Sobieskiego jak drugi dom,
wszyscy mnie tam znają, ja znam każdy kąt, prawie każdy oddział, mam nawet „kupkę” ubrań
tylko do szpitala. Wiem, że jeśli będę w głębokiej depresji, mąż to zauważy i sam mnie
zawiezie na izbę przyjęć.
Jakie odczucia wywołał u Pani pobyt w szpitalu?
Zależy który. Ostatni po pierwszej próbie s dał mi odgonić myśli samobójcze, wciąż miałam je
z dużym natężeniem. Duży wgląd w siebie dał mi pobyt w klinice nerwic i zaburzeń
osobowości, wtedy leczyli mnie tylko na borderline, mimo moich usilnych próśb by zbadali
mnie w stronę ChAD. Wtedy byłam tam 4,5 miesiąca, przestałam być tak krytyczna co do
ludzi, tam też dowiedziałam się, że cały mój stres zbiera się w stopach, co jest dziwne. Pobyt
pozwolił mi napisać list do taty, w którym wylałam z siebie wszystko. Nigdy o tym nie
rozmawialiśmy, a szkoda. Musiałam napisać też życiorys, co nie było łatwą rzeczą. Przeczytał
go tylko mój mąż. Wcześniejsze pobyty nie wnosiły nic istotnego, nic się nie zmieniało, a ja
byłam coraz bardziej sfrustrowana tym, że nikt mnie nie słuchał, gdy mówiłam, że mam
ChAD. Zostałam poprawnie zdiagnozowana jakieś 3 lata temu.
Z ostatniego wywiadu wiemy, że nie odstawiała Pani leków. Czy kiedykolwiek występowała
taka chęć?
Nie, całe szczęście nie musimy się z tym mierzyć. Nigdy nie chciałam odstawić leków.
6. Czy w kolejnych rzutach choroby objawy są coraz silniejsze?
Silniejsze są na pewno myśli s, które mam dopiero od mniej więcej trzech lat. Ciężko
stwierdzić czy rzut choroby jest borderem przeplatającym się ze zmianą faz. Czasami
ewidentnie widać, że za rogiem czai się depresja, ostatnio gdy miałam depresję, nie
posłuchałam swojego psychiatry i wróciłam z mężem do domu, bo chciałam być blisko. Kilka
dni później miałam próbę s. Teraz już staramy się dostrzegać symptomy zmian, ale ja też
świetnie się maskuję, odkrywam się gdy braknie mi sił na udawanie i myśli, że przejdę to
sama. Od razu dzwonię do psychiatry i ustalamy co robić. Mam ten komfort, że mój
psychiatra ma ze mną kontakt między sesjami, to daje duże poczucie bezpieczeństwa.
Czy chciałaby Pani dodać coś jeszcze na koniec?
Chciałabym górnolotnie powiedzieć, że choroba to nie wyrok, ale jest to wyrok dla całej
rodziny. Tego nie pozbędziesz się nigdy. Możesz mieć remisję, ale z tyłu głowy boisz się, kiedy
się skończy. Ja miałam jedną remisję w życiu, która trwała rok, to był najszczęśliwszy rok dla
mnie, ale też dla męża i moich rodziców. Życzę każdemu, kto choruje, żeby miał przy sobie taką osobę jak mój mąż. Jego wsparcie, cierpliwość, nie łamiąc się w kryzysach, tolerowaniu
moich podłych zachowań. U nas jest na maxa albo najgorzej. Po ponad czterech latach udało
nam odkryć czułość, za którą tak tęskniłam, pamiętając jak było w związkach z kobietami.
Śmiało mogę stwierdzić, że nasz związek poszybował na inny poziom, ale jesteśmy oboje z
mężem impulsywni i porywczy. To nam trudno okiełznać, krzyki, moją przemoc fizyczną, nie
chcemy tego robić dzieciom. Nie powinny na nią patrzeć. Zapisaliśmy się do
psychoterapeutki, by poradzić sobie z tym problemem. Gdyby to zniknęło, nasze życie byłoby
lepsze (jeszcze!). Nowe leki (nie zapeszając) zatrzymały depresję. Życzę wszystkim chorym i
bliskim chorych siły i dużo miłości. Nie zostawiajcie i nie uciekajcie, gdy choroba weźmie górę.
Warto poczekać i się z tym zmierzyć. Uciekając można stracić miłość swojego życia.
Pozmawiała: Klaudia Sidz